A miało być tak pięknie...
Początek jest całkiem ciekawy: skazany rewolwerowiec zostaje ułaskawiony tuż przed egzekucją, by w zamian zabić niepokornego farmera, który sprzeciwia się planom zarządu kolei. Żeby było więcej smaczku, farmer też jest rewolwerowcem.
Spodziewałem się, że przybycie na farmę i standardowa wymiana uprzejmości (albo gróźb) będą jedynie uwerturą do opery, a tu się okazało, że twórcy inaczej to rozplanowali. Mimo to pierwsza połowa filmu jest całkiem ciekawa, a po niesamowitym zwrocie akcji, który zapowiada prawdziwe widowisko robi się... niestety nudno.
Druga połowa filmu upływa pod znakiem dziwnych scen, jakby robionych na siłę. Wątek miłosny, z początku fascynujący i podgrzewający atmosferę, staje się jakby balastem dla fabuły. Niby cały czas akcja jest na właściwych torach, ale co i rusz z nich zbacza. Podobne odczucia miałem przy Pat Garrett i Billy Kid. Pewne sceny/ujęcia są też zbytnio rozciągane, choćby te łóżkowe, przyprawiały mnie jedynie o ziewanie, ciągnąc się w nieskończoność.
Role Oatesa i Testi genialne, panowie dali radę nieźle podciągnąć poziom tego filmu. Szczególnie spodobała mi się postać Claytona, dawno już nie widziałem szlachetnego i czarującego rewolwerowca. Peckinpaha prawie przegapiłem, tak mały był jego epizod i w zasadzie niepotrzebny.
Technicznie film jest dobrze zrealizowany, może nie widowiskowo, ale dobrze. Muzyka jest chyba najsłabszą stroną, bo co prawda w westernowych klimatach, to jednak nazbyt sielankowa.
Szczerze powiedziawszy pod koniec byłem już tak znudzony, że aż się pogubiłem w całej akcji.
Na rozstaju warto zobaczyć dla Oatesa i Testi i może paru innych smaczków, ale ogólnie słabizna.
Dostępny na YT z lektorem: