niedziela, 8 grudnia 2013

Kret (El Topo) 1970 reż. Alejandro Jodorowsky

   Prócz klasycznych westernów i jego odmian, prezentuję tu czasem co dziwniejsze wariacje w temacie (Świat dzikiego zachodu, Rancho Texas). Tym razem postanowiłem sięgnąć po Kreta zaproponowanego mi jakiś czas temu przez Kacpra. Przyznam że zapoznawszy się wcześniej z urywkami byłem lekko przerażony, ale i zafascynowany tym filmem.

   Fabuła moim zdaniem nie ma większego znaczenia, więc zaspojleruję tutaj ostro:

   Zaczyna się od kowboja przemierzającego pustynię. Towarzyszy mu golutki chłopiec (no, nie do końca - ma kapelusz i buty) będący jego synem. Przyjeżdżają do miasteczka, w którym zastają same zmasakrowane trupy i ruszają śladem sprawców jatki. Rewolwerowiec zabija kolejnych spotkanych na swej drodze przeciwników i poznaje kobietę, dla której decyduje się porzucić syna i ryzykować życie w walce mieszkającymi na pustyni mistrzami. Zwycięża trzech z nich, podczas gdy czwarty zabija się sam, co prowadzi rewolwerowca do śmierci również. Tak kończy się pierwsza część filmu. W drugiej bohater się reinkarnuje we wnętrzu góry zamieszkanej przez zdegenerowanych fizycznie ludzi kryjących się przed społeczeństwem, ale jednocześnie pragnących do niego dołączyć. Pokutujący rewolwerowiec postanawia pomóc im wydrążyć tunel prowadzący na zewnątrz.

 

   I tak to mniej więcej wygląda. Zdaje sobie sprawę, że film jest naszpikowany symbolami i mógłbym mieć dużą frajdę odkrywając je i ich znaczenie (tak jak w przypadku filmów Tarra), ale tutaj zwyczajnie nie mam na to ochoty, gdyż są one ukryte w rozmaitych obrzydliwych obrazach, bądź czynach co wystarczająco mnie zniechęca. Nie byłbym uczciwy, gdybym nie powiedział, że prócz tego obrzydzenia, odczuwałem jednocześnie jakąś dziwną fascynację, z którą ciężko mi się pogodzić. W zasadzie najmocniejszy jest początek, z upływem kolejnych minut robi się już łagodniej, a pojedynki z mistrzami są naprawdę ciekawe. Kret aż ocieka krwią, przemocą, seksem i dewiacjami. Nie każdy to lubi i ja należę właśnie do tej grupy. Mimo to jednak, film miał w sobie coś takiego, że nie mogłem od niego oderwać oczu. Pewne ujęcia niesamowicie oddziałują na wyobraźnię, a w połączeniu z muzyką na długo zapadają w pamięć.




   Umieściłem tę recenzję tutaj, ponieważ Jodorowsky wiele czerpał ze spag westów i faktycznie film ma sporo wspólnego z nimi, ale bazuje w dość luźny sposób. I tak większość plenerów, scenografii, rekwizytów i kostiumów wpasowuje się w epokę historyczną i styl podgatunku, ale pewne przedmioty pochodzą z zupełnie innych epok. Wszelkich "odbiegających od normy" zachowań bohaterów już nie liczę. Mamy tu typowego rewolwerowca, który jest zły, ale ma jeszcze pewne zasady i hordy łotrów, których napotyka po drodze i po kolei zabija. W drugim życiu przychodzi mu za to pokutować, ale jego miejsca zastępuje syn i tym samym klimat Dzikiego Zachodu trwa.

   Wszelkich miłośników spaghetti westernów o wrażliwej psychice (wiem, brzmi to jak oksymoron) przestrzegam przed tym filmem, za to miłośnicy surrealistycznych scen i przemocy powinni być zadowoleni ;)




5 komentarzy:

  1. to chyba już wiem skąd king wytrzasnął swego rewolwerowca z mrocznej wieży ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książka jeszcze przede mną, ale jeśli pojawia się w niej Kret to aż się boję :D
      Swoją drogą, po paru dniach film ten nie budzi już u mnie takich emocji.

      Usuń
  2. To zdecydowanie nie mój klimat. Jakiś czas temu film pokazywała stacja TVP Kultura, próbowałem obejrzeć, ale zamiast wzrastającego zainteresowania była tylko narastająca irytacja.

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie nie wiem, co skłoniło mnie do polecenia "El Topo", bo sam za nim średnio przepadam. Natomiast bardzo cenie Jodorwskyego. Tworzy interesujące kino autorskie.

    "Kret" był merytorycznie dla mnie zbyt wymieszany. "Święta Góra" mimo pokrętności, zdawała się być nawet jasna, powiedzmy. Natomiast cała wędrówka w tym filmie, hmm.. Interpretacja zawsze się znajdzie, lecz oglądając to, nie miałem za bardzo punktu zaczepienia. Zbyt ciężko o sensowną refleksje przy pierwszym seansie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo to i tak zobaczę "Świętą Górę" :D Te filmy mają coś w sobie.

      Usuń