czwartek, 17 lipca 2014

Maverick (1994) reż. Richard Donner

   Do westernów z lat 90' podchodzę ze sporym entuzjazmem, gdyż na kinie tamtej dekady się wychowałem i darze je sporym sentymentem. A że nie był to lata łaskawe dla kowbojów, tym większy mam szacunek do każdej produkcji, która powstała.

OPIS:

   Pokerzysta Bret Maverick (Mel Gibson) wybiera się na turniej pokera z nadzieją zdobycia pół miliona dolarów głównej nagrody. W drodze dołączają do niego prostytutka Annabelle (Jodie Foster) i szeryf Cooper (James Garner). Po drodze przychodzi im się zmierzyć z rozmaitymi niespodziewanymi problemami.



   Moje początkowe obiekcje budził Gibson, którego lubię, ale za nic nie pasował mi do westernu. Szybko jednak się do niego przekonałem, ze względu na komediowy charakter, w którym on odnajduje się całkiem nieźle z charakterystyczną dla siebie lekkością i beztroską. Aczkolwiek nie stworzył tak barwnej postaci jak Kilmer w Tombstone, czy Costner w Silverado.O role Garnera i Coburna nie musiałem się martwić, gdyż gwiazdy takiego formatu już samymi swoimi nazwiskami uświetniły ten film, dalej potwierdzając tylko swój talent i przypominając, że na Dzikim Zachodzie czują się jak ryby w wodzie. No i oczywiście Graham Greene... Jego rola tutaj to prawdziwa perełka, o ile Gibson bawił mnie raz za razem, to Greene tą rolą na zawsze wrył mi się w pamięć, ze swoimi dosadnymi, ironicznymi komentarzami. I mógłbym tak chwalić wszystkich, ale jeden zgrzyt się trafił, a mianowicie Jodie Foster, niby wszystko fajnie, ale dziewczynie zabrakło charyzmy, a może wypadła blado ze względu na taka plejadę gwiazd?


   Z początku nie byłem zbyt zadowolony, owszem Gibson cudnie się wydurniał i w ogóle fabuła zapowiadała się ciekawie, ale gra aktorska była jakaś sztuczna, a sceny jakby łączone na siłę. Stan ten szybko się zmienił, gdy akcja nabrała rozpędu, a kolejne postacie wkroczyły na scenę. Nie jest to może tak powalający film jak Tombstone, ale zapewnia całkiem niezłą rozrywkę i nie pozwala się nudzić.


   Najciekawszy dla mnie okazał się wątek Indian, przedstawiono ich tutaj z humorem i w pozytywnym świetle, nie zakrawając przy tym o martyrologię. Plemię poznajemy głównie przez osobę Josepha (Graham Greene), ale zdaje się on być modelowym egzemplarzem. Swoja osobą udowadnia, że Indianie to nie dzikusy, ani nawet ludzie wolący żyć w zacofaniu, a po prostu przedstawiciele innej kultury. Jego przyjaźń z Maverickiem zaś to świadectwo na to, iż gdyby Amerykanie chcieli to bez problemu znaleźli by wspólny język z Indianami i obie strony mogłyby pokojowo koegzystować.


   A do tego świetne scenografie, plenery, kostiumy, rekwizyty, bla, bla, bla...

   Polecam :)


9 komentarzy:

  1. garner grał w świetnej jak dla mnie westernowej komedii "popierajcie swojego szeryfa" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Należy też odnotować, że Garner grał Mavericka w serialowej wersji z lat 1957-62. Niestety, pierwowzoru nie widziałem, ale wersję kinową bardzo lubię. Dzieje się w niej dużo, humor jest przedni, aktorstwo bez zarzutu moim zdaniem (podobała mi się nawet Jodie Foster, za którą nie przepadam).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym serialu nie wiedziałem, heh, kolejne niedostępne cudo na miarę "Rawhide". Musze się w końcu angielskiego nauczyć, to będę mógł je ogarnąć :D

      Usuń
  3. Też mi się podobało :) Przy czym ja akurat Jodie Foster lubię, a nie przepadam za Gibsonem. ;) Ale tutaj w sumie wszystkie postacie wyszły fajnie. :) Zgadzam się co do Indian - rzeczywiście super wyszło. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zdziwiony, że dostał tę rolę, bo gdybym nie zobaczył tego filmu, to nie uwierzyłbym, że nadaje się on do westernu (nawet komediowego).

      Usuń
    2. Dostał tę rolę po znajomości, przecież reżyserem jest twórca "Zabójczej broni", Richard Donner. Zauważyłeś, że w scenie napadu wystąpił (w roli bandyty) Danny Glover. Przez chwilę obaj aktorzy patrzą na siebie tak jakby się znali - w ten właśnie sposób reżyser i aktorzy puścili oko do fanów "Zabójczej broni".

      Usuń
    3. O w mordę! Masz zupełną rację. Fajowo to wyszło :)

      Usuń
    4. Ja jeszcze dodam, że Mel Gibson był nie tylko aktorem, ale i filmowym potentatem. W 1989 założył wspólnie z Brucem Daveyem firmę produkcyjną Icon Productions, aby zapewnić sobie pełną kontrolę nad wyborem ról i scenariuszy, a także reżyserów. Jak ktoś nie chciał go obsadzić w wymarzonej roli to on po prostu obsadzał sam siebie. I dzięki temu spełnił swoje marzenie o zagraniu roli Hamleta. Zagrał ją w filmie Franco Zeffirellego z 1990 roku (w recenzjach podkreślano że Gibson nie pasował do roli). Spełniło się również jego marzenie o reżyserii, a także o ... zagraniu w westernie ;)
      Richard Donner również miał własną firmę, którą założył wspólnie z żoną, Lauren Shuler.

      Usuń