Robk po raz kolejny bardzo dobrze mi doradził, gdyż Popierajcie swojego szeryfa to rewelacyjny western komediowy, który spodobać się może nie tylko miłośnikom Dzikiego Zachodu.
OPIS:
Jason McCullough z braku lepszego zajęcia decyduje się zostac szeryfem w pewnym bogatym miasteczku niedaleko kopalń złota. Postanawia jednocześnie rozprawić się z bezprawiem, przez co zadziera z lokalnymi łotrami.
Rola Garnera jest tutaj świetna. McCullough to człowiek beztroski i wyluzowany w każdej sytuacji, przy czym może sobie na to pozwolić ze względu na znakomite umiejętności rewolwerowca i nieprzeciętny intelekt. I to chyba jest piękne w jego postaci, w przeciwieństwie do typowego szeryfa, McCullough rzadko stosuje przemoc, nie krzyczy, nie grozi, nie urządza strzelanin, wszystko załatwia spokojnie i z użyciem forteli. Jego niunia Prudy (Joan Hackett) trochę mi już zawadzała, swoją nieporadnością raczej irytując niż bawiąc. Za to zastępca Jake (Jack Elam) to dobrze dobrany towarzysz dla głównego bohatera. Czarne charaktery zaś okresliłbym mianem pociesznych. Walter Brennan w roli ojca rodu trochę mnie zawiódł, ale już głupiutki i nieporadny Joe zagrany przez Bruce'a Derna rozbawił mnie wielokrotnie, myślę że można go porównać ze współczesnym Willem Ferrelem, to ta sama klasa wagowa :)
Fabuła jest fajnie pomyślana i nastawiona na bawienie widzów poszczególnymi gagami. Momentami zakrawa to na purnonsens, a już samo pojawienie się w kadrze Garnera budzi uśmiech na twarzy będąc oczywistą zapowiedzią kolejnej zabawnej akcji. Przy okazji jestem zaskoczony widząc go w takiej roli, niewiele oglądałem filmów z jego młodości, ale jakoś utrwalił mi się jako aktor odgrywający postacie ciekawe, ale jednak poważniejsze. A tu trochę taki luzak jak Gibson w Mavericku (w którym też sam zagrał... szeryfa).
Świetnie pokazano tu Dziki Zachód, owszem w krzywym zwierciadle, ale trzymając się znanych schematów. A właściwie te schematy wyśmiewając. Świetny pastisz nie popadający w skrajności.
ciesze się że trafiłem z propozycją ;-) film miał sporo momentów gdy można było się pokłaść ze śmiechu w mojej ocenie jeden z najlepszych w tym gatunku nawiasem sprawdź czy to nie miało aby kontynuacji bo coś mi tak świta w głowie ale mogę się mylić z perspektywy lat filmy potrafią się zlewać :)
OdpowiedzUsuńNo, areszt był genialny i to ciągłe "jadę do Australii".
UsuńMiało: "Popierajcie swojego rewolwerowca", znowu z Garnerem w roli głównej, może być w pytkę :)
Wczoraj, 19 lipca, zmarł James Garner. Miał 86 lat.
OdpowiedzUsuńsmutna wiadomość właśnie na twiterze czytałem
UsuńWielka szkoda, to był świetny aktor.
UsuńMoje ulubione trzy filmy z jego udziałem to: "Wielka ucieczka", "36 godzin" i "Grand Prix" - wszystkie z lat 60.
OdpowiedzUsuńRecenzowanego wyżej westernu nie widziałem, ale oglądałem inny - "Godzina ognia", w którym James Garner zagrał Wyatta Earpa. Niestety film mnie rozczarował, więc nie polecam.
W tym samym okresie Garner wcielił się w postać słynnego chandlerowskiego detektywa Philipa Marlowe - niestety w tym przypadku również nie miał szczęścia do dobrego scenariusza, a film można obejrzeć głównie ze względu na epizodyczną rolę Bruce'a Lee ( https://www.youtube.com/watch?v=gy1QdSi79Ys ).
"Ucieczkę" uwielbiam, Garner jako szabrownik był tam rewelacyjny :)
OdpowiedzUsuńO, jeszcze jedna odsłona z Earpem w roli głównej? Nie wiedziałem. A Holliday też tam jest?
Hollidaya zagrał Jason Robards. Film jest kontynuacją "Pojedynku w Corralu O.K." Reżyserem obu części jest John Sturges. Największym atutem "Godziny ognia" jest mocarna muzyka Jerry'ego Goldsmitha. Sam film niestety jest nudny, wynudził nawet takiego pasjonata westernów jak ja.
OdpowiedzUsuń"Pojedynek" nawet mi się podobał jak pamiętam, w każdym razie Douglas był niezły. Co do Robardsa w roli Doca... no nie wiem, jakoś mi nie pasi. Muszę zobaczyć.
Usuń