poniedziałek, 24 marca 2014

Pistolet dla Ringa (Una Pistola per Ringo) 1965 reż. Duccio Tessari

   Czemu tak długo zwlekałem z Pistoletem dla Ringo? Nie wiem, ale jak to mówią: co się odwlecze to nie uciecze.


OPIS:

   Banda pod przywództwem bezwzględnego Sancho (Fernando Sancho) napada na bank. Nie mogąc zgubić pościgu zatrzymują się na pobliskiej farmie i biorą zakładników, których zamierzając zabijać wraz z upływem czasu. Szeryf (George Martin) nie mogąc liczyć na wsparcie kawalerii, a nie chcąc puścić bandytów wolno, decyduje się wysłać w ich szeregi aresztowanego Ringo (Giuliano Gemma), który w zamian za rozstrzygnięty na jego korzyść, przyspieszony proces i 30% udziałów z łupu bandytów decyduje się pomóc ich pokonać.


Pędzą na złamanie karku

   Akcja zawiązuje się już na samym początku filmu. Od razu tez poznajemy głównych bohaterów. Nic dziwnego więc, że w takim pośpiechu na pierwsze trupy nie trzeba długo czekać. A śmiercią szafuje Tessari bardzo hojnie. Bandyci nie są może okrutni, ale za to bardzo bezwzględni, obojętnie podchodząc do kolejnych ofiar.


   Fabuła jest rewelacyjna, to nie bezmyślna strzelanka i gonitwa po prerii. Bohaterowie do walki używają głównie swoich umysłów, posiłkują się oczywiście bronią, ale ma to drugorzędne znaczenie. Sytuacja Ringa jest o tyle prostsza, że podobnie jak Nino w Kuli dla generała, czy Blondie w trylogii dolarowej, jest osobą inteligentną i sprytną. Planuje zarówno daleko na przód jak i improwizuje w chwili zagrożenia. Mimo to nie brakuje mu (i innym także) pozowania na macho, czy to w gadce, czy w lekceważeniu zagrożenia. Ale czyż nie tego oczekujemy po westernie, a spaghetti westernie w szczególności?

Wszystko już było
...albo będzie

   Podobnie jak Nino, Ringo swoim wyglądem niezbyt odpowiada wizerunkowi bezwzględnego zabójcy. Do tego w eleganckim ubraniu i z dobrymi manierami pasuje do westernu jak kwiatek do kożucha. Że o abstynencji nie wspomnę... A tymczasem obaj ci bohaterowie rewelacyjnie sprawdzają się w swoich rolach, na długo zapadając w pamięć.

   Kolejną ciekawą postacią jest tutaj Dolores (Nieves Navarro), to rzadko spotykany typ kobiety z charakterem. Tym bardziej szkoda, że przez większość czasu pozostaje ona w tle i nie wykorzystano potencjału jej postaci. Sancho zaś to kolejny półgłówek i gbur jakich hordy przewijają się w spaghetti westernach, na pozycji herszta ratuje go doświadczenie i silny charakter.


   Efekty specjalne są takie sobie, a strzelaniny dupy nie urywają, jest po prostu kiczowato. Momentami można odnieść wrażenie, że panowie bawią się w kowboi i Indian. Szczęśliwie rekompensuje to fabuła i najważniejsze postacie. No i rzec jasna skala rozlewu krwi.

   Pistolet dla Ringa zdecydowanie polecam :)


7 komentarzy:

  1. Ach te włoskie westerny :-) Lubie właśnie takie w których broń ma drugorzędne znaczenie. Podoba mi się również plakat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero paradoks, Włosi zaczęli robić lepsze westerny niż Amerykanie :D

      Usuń
  2. Lepiej pamiętam sequel "Powrót Ringa", bo kilka miesięcy temu go oglądałem. Polecam, jest znakomity. Natomiast "Pistolet dla Ringa" widziałem dawno, kiedy spaghetti westerny były dla mnie czymś zupełnie nowym. Bawiłem się na nim dobrze, chyba jest w nim więcej humoru niż w sequelu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Powrót" na pewno zobaczę na dniach. Co do humoru to ciągle mam jeszcze problemy z pogodzeniem go z kładącymi się w koło trupami. Najgorsze jest to zabijanie bezimiennych, zwykłych ludzi.

      Usuń
  3. Mnóstwo w tym filmie świetnych szczegółów, które z perspektywy dnia dzisiejszego pewnie nie wydają się niczym szczególnym, ale w 1965 roku przyprawiały krytyków o palpitacje serca. Przede wszystkim ta zabawa archetypami: postać porządnego, eleganckiego szeryfa, który nagle strzela uciekajacym przeciwnikom w plecy, czy sam Ringo, jakże grzecznie się prezentujący, a jednak jak chętnie pozbawiający życia przeciwników, w razie potrzeby. Ten motyw z mlekiem jest rozbrajający, totalne jaja z amerykańskiego westernu.
    Ale najbardziej lubię tu ten kontrast: ostentacyjna obojętność na przemoc (której jest od cholery i która bywa bardzo sadystyczna) a niezwykła lekkość tonacji. No i mocny kontekst: wszystko dzieje się w święta Bożego Narodzenia. To zakrawa na jedną wielką prowokację społeczną.
    W swoich najlepszych fragmentach Pistolet jest bardzo groteskowy. Dodajmy motyw burżuazji i otrzymujemy Bunuela na Dzikim Zachodzie.
    Warto zaznaczyć, że Sancho był absolutnie pierwszym z tej hordy wesołych i okrutnych liderów meksykańskich bandytów. Był też pierwszym, który w trakcie zabijania tak chętnie się śmiał, co też już niedługo potem stało się kliszą.
    Powrót Ringa wg mnie lepszy, ale przede wszystkim zupełnie inny. Nieves Navarro też tam jest (jak zresztą ogromna część obsady Powrotu), ciężko się w niej nie zakochać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za informacje, w ogóle nie zwróciłbym uwagi na te szczegóły z perspektywy roku 65' :)

      Usuń
  4. * jak zresztą ogromna część obsady Pistoletu, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń