OPIS:
Rodziny Zacharych i Rawlinsów dażą do zeswatania swoich dzieci, celem przypieczętowania partnerstwa w interesach. Wszystko idzie dobrze do czasu, aż pojawia się w okolicy tajemniczy jeździec pragnący zemścić się na Zacharych, wywlekając rodzinne tajemnice sprzed lat.
O nietolerancji, bla, bla, bla...
To całkiem zakręcona historia, ale ogląda się nawet przyjemnie. Trochę nie pasowała mi tutaj Hepburn. Nie mówię że źle grała, o nie, po prostu chcąc nie chcąc zaszufladkowałem ją już w innych gatunkach. I chociaż spełniła wszystkie kryteria westernowej bohaterki: piękna, delikatna, jednocześnie silna i z charakterkiem, to jakoś nie mogłem się z nią oswoić.
Momentami wieje nudą, ale rekompensują to piękne plenery i zdjęcia, a także rozmach z jakim zrobiono ten film. Zdecydowanie nie żałowali kasy. Świetnie wyszła końcowa scena obrony przed Indianami.
Ciekawy przedstawiony wątek odrzucenia. W sumie historia podobna jak w Pojedynku w słońcu. Droga do rozwikłania zagadki okazuje się niezwykle pokręcona, ale to całkiem ciekawy zabieg, podkręcający naszą ciekawość.
Ciężko mi się ustosunkować do oceny Indian. Twórcy niby pokazali ich jako ludzi rozsądnych, pierw próbujących rozmawiać, w przeciwieństwie do wyrywnych białych. Niby doprowadzili do sytuacji, w której żal nam Indianki potępionej za swoją rasę. I chociaż można odnieść wrażenie, że wybielono nieco filmowy wizerunek Indian, to ja jakoś tego nie kupuję.
Nie do przebaczenia oceniłbym jako wart zobaczenia choćby ze względu na piękne zdjęcia.
Ja kupiłem tę historię w całości. Może to zasługa dobrych aktorów, chociaż Audrey nijak nie pasowała do roli Indianki (Lancaster zresztą też, choć grał Indianina w filmie "Ostatnia walka Apacza"). John Huston ma na swoim koncie filmy świetne i filmy słabe, "The Unforgiven" znajduje się gdzieś pośrodku, nie jest słaby, ale rewelacyjny też nie. Po prostu solidny. Fanom klasycznego westernu powinien przypaść do gustu.
OdpowiedzUsuń