niedziela, 22 grudnia 2013

Powiesić go wysoko (Hang 'Em High) 1968 reż. Ted Post

   Jed Cooper (Clint Eastwood) na skutek pomyłki zostaje powieszony za kradzież bydła i morderstwo. Udaje mu się przeżyć i postanawia zemścić się na swoich oprawcach. Niespodziewanie umożliwia mu to sędzia Fenton (Pat Hingle) mianując go szeryfem. Cooper rozpoczyna swoją prywatną wojnę, jednocześnie przemieniając się w prawdziwego stróża prawa.


   To ciekawa historia niestety brakuje w niej dynamiki, takiej jaką znamy ze spag westów. Uwidaczniają się też pewne techniczne "dziwności", jak: najazdy kamery na twarz bohatera, często w połączeniu z irytującą muzyką. Może kiedyś robiło to na widzach wrażenie i zwiększało napięcie, a dziś może już tylko bawić. Zresztą muzyka jest taka sobie, może za wyjątkiem jednego motywu, który słyszymy, gdy szeryf wyjeżdża do walki.


   Całość jednak ratują postacie i sprytnie wysnuta intryga. Sędzia to człowiek łagodny, ale z uwagi na stanowisko przybiera pozę surowego i bezwzględnego. Z tego powodu wbrew sobie skazuje na śmierć dwóch złodziei nie zasługujących na taki wymiar kary. Widać jednak, że robi to z ciężkim sercem, a zarzuty Coopera w sprawie odrzuca z dużym wysiłkiem. Ciekawy jest też sam szeryf i jego przemiana. Zostaje on stróżem prawa tylko po to by łatwiej wymierzyć sprawiedliwość, ale z czasem poczuwa powołanie poczuwa się do roli, którą przyjął. To nadal twardziel, ale nie już na to położonego takiego nacisku jak w jego rolach u Leone. Warto też przyjrzeć się bliżej kowbojom, którzy dokonali na Cooperze samosądu. Z jednej strony mieli swoje racje i przyświecały im szlachetne pobudki, z drugiej jednak zbytnio się pospieszyli nie biorąc pod uwagę innego wariantu. I chociaż zasługują oni na wymierzaną im zemstę, to mi momentami było niektórych z nich żal.

   Wieszanie jest jak sam tytuł wskazuje motywem przewodnim filmu. Szczególnie wbiła mi się w pamięć scena grupowej egzekucji, będąca właściwie jarmarkiem miejskim, na który tłumnie przychodzili nawet rodzice z dziećmi. Dla urozmaicenia na szafocie stanęły różne indywidua, od zagubionych w życiu po prawdziwych łajdaków. I o ile motyw wieszania jest ciekawy, to sceny w sądzie spowalniają akcję, a momentami wręcz nudzą. Żeby nie było, strzelanin nie brakuje, chociaż nie są one zbyt widowiskowe i chyba dopiero pod koniec atak na dom kapitana zrobił na mnie większe wrażenie. Co się zaś tyczy nieodzownego wątku miłosnego to tylko pogorszył on i tak już nie najlepszy obraz całości, a Inger Stevens była mdła i nie przekonywująca.





   Jeśli chodzi o scenografie, plenery, kostiumy, to oceniam je pozytywnie, chociaż nie wybitnie. Cały film zresztą jest taki, niby w porządku, ale czegoś mu brakuje. Mimo wszystko polecam.



2 komentarze:

  1. Szybko wypadł mi z pamięci ten film, pamiętam jedynie że podobała mi się muzyka (Dominic Frontiere), przypominająca styl Ennia Morricone.
    Recenzja chyba nie dokończona, domyślam się że sceny w sądzie niezbyt ciekawe, ale wygląda to tak jakbyś niechcący usunął jakiś fragment tekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobry film, ale Clinta stać na więcej.
      Dzięki że zwróciłeś mi uwagę, miałem problem ze zdjęciami i tekst mi musiało pokasować czy sam sobie pokasowałem szarpiąc się z tym.

      Usuń