sobota, 3 maja 2014

Sól (Sal) 2010 reż. Diego Rougier

   Sól początkowo jedynie zwróciła moją uwagę. Nowy, argentyński western zapowiadał się arcyciekawie. Poszukałem, poczytałem i wiedziałem już, że muszę to zobaczyć.

OPIS:

   Młody, hiszpański reżyser filmowy Sergio (Fele Martinez) marzy o tym by nakręcić spaghetti western. Po zakończonych fiaskiem próbach przeforsowania swojego scenariusza, w poszukiwaniu nowych inspiracji jedzie do Chile, gdzie na pustyni Atacama chciałby nakręcić swój film. Przez pomyłkę zostaje wzięty za człowieka, z którym boss lokalnej mafii ma na pieńku. Bandyci porywają go i wywożą na środek pustyni, na farmę pewnego starca.


Western raz jeszcze

   Główny bohater nie da się nie lubić, jest może trochę fajtłapowaty, ale przy tym bardzo sympatyczny i uparty. O jego miłości do westernów świadczy chociażby jego mieszkanie, w którym na ścianach wymalowane są sylwetki rewolwerowców, na szafce stoją ludziki Lego kowboje, a jego kot nazywa się Clint. Nie jest to jednak człowiek, który zadowala się oglądaniem westernów, czy zbieraniem o nich informacji. Dużo czasu spędza odpływając w świat wyobraźni, gdzie sam jest bohaterem Dzikiego Zachodu. Sergio (przypadek?) marzy przy tym by samemu nakręcić film. Na skutek dziwnego zbiegu okoliczności i pomyłki, udaje mu się trafić w sam środek wydarzeń jak z westernu. Dostaje szansę przekonania się na własnej skórze w jakich warunkach musieli walczyć o przeżycie bohaterowie jego ulubionych filmów.


   Sergio to ciekawa postać. Facet przeżywa szok po zderzeniu się z twardą rzeczywistością i jakby nie patrzeć spełnieniem własnych marzeń. Nie upada jednak całkiem na duchu, owszem przeżywa pojedyncze, krótkie chwile załamania, ale każdorazowo się podnosi. Trzeba przyznać, ze sporo się uczy i szybko adaptuje do nowego otoczenia. W spokojniejszych chwilach odpływa nawet w świat swoich fantazji, wykorzystując sytuację, w której się znalazł do pracy nad swoim filmem.


   Nie wiem jak to jest w prawdziwym świecie, ale w filmach zawsze irytuje mnie, że bandyci, czy też ci dobrzy, zamiast od razu zabić przeciwnika, muszą walnąć jeszcze jakąś gadkę, albo nacieszyć się chwilą, co prowadzi do komplikacji i zmiany status quo. Biorąc pod uwagę, że Sól daje sporą dawkę realizmu, to te tendencje bohaterów do pogaduch, albo odstawianych ról dobrych i złych trochę mnie irytowały. No i jeszcze nieudolność Sergio, który parę razy spieprzył sprawę koncertowo, choć nawet dziecko wykazałoby się lepiej od niego.


   Obok świetnego Sergio, rewelacyjna jest postać Starca (Sergio Hernandez), który idealnie wpasował się w rolę mentora. Początkowo niechętny, z czasem powoli zaczął dopuszczać do siebie przybysza i uczyć go nowych rzeczy. Przy całej swojej gderliwości jest też bardzo sympatyczny i mimo swoich lat nie raz zadziwia młodszych od siebie.


   To nietypowy western, równie dobrze można by go określić filmem akcji, albo gangsterskim. Bo i w takie realia trafia główny bohater, ale to właśnie dzięki Sergio całość nabiera cech westernu. Początkowo niewiele się dzieje (poza porwaniem rzecz jasna) i nie każdemu może się spodobać oglądanie przemiany wewnętrznej bohatera i wykorzystywanie przez niego tragicznego położenia, do realizacji innego swojego celu. Zdradzę jednak, że potem odchodzi kilka nawet niezłych forteli i strzelanin. Także nie zniechęcajcie się po początku. Ja nie nudziłem się, ani przez chwilę, bo film miał dla mnie niesamowity klimat i okazał się czymś zupełnie nowym.


   Zdjęcia przez większość filmu są dobre, a momentami wręcz genialne (jak widzicie na powyższych screenach). Całość uzupełnia całkiem nieźle dopasowana muzyka w westernowych klimatach, ale ze współczesnym zacięciem.


5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Por favor :) Felicitaciones por una buena película.

      Usuń
  2. Obejrzę ze względu na zdjęcia. Aczkolwiek hmm... Argentyński western? Jak tam jest w tym filmie z gestykulacją aktorów? Zwykle irytowałam mnie przerysowana gra. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, przerysowane to to momentami jest bardzo, ale ma swój urok. Niektóre sceny określiłbym nawet jako... bo ja wiem, komiksowe. Bohater z początku żyje westernem tylko w świecie wyobraźni, a z czasem naprawdę zaczyna się zamieniać w kowboja i nabiera w tej roli wprawy ;)

      Usuń