sobota, 5 września 2015

Sabata (1969) reż. Gianfranco Parolini

   Szczypta humoru i nadmiar akcji to świetna mieszanka, chociaż nie wszystkim wychodzi. Sabata szczęśliwie jest jedną z udanych produkcji tego typu.


   Zabawa rozkręca się już od samego początku. Może i skok na bank to sztampa, ale przeprowadzony w widowiskowym stylu jest przyjemnym akcentem na sam początek. A już chwilę później wielkie wejście Lee Van Cleefa z tym swoim charakterystycznym kpiarskim uśmieszkiem. Mało tego, na pierwszy rzut oka widać, że to LVC u szczytu swoich możliwości i z pewnością da nam niezły pokaz. A jakby tego jeszcze było mało to dochodzi nam kapitalna muzyka:


   Rewelacja to mało powiedziane, a z każdą minutą jest coraz lepiej. Wiele elementów Sabaty to charakterystyczne składowe spaghetti westernów, jest zabawny grubas nożownik, milczący Indianin akrobata i grajek będący chyba pierwowzorem Desperado, ba! nawet Meksykanie się przewijają. Główny bohater otacza się dziwakami stając naprzeciw niezliczonego wroga. Jego postać jest tajemnicza i intrygująca, wiemy tylko, że to niezrównany strzelec.

   Zwycięstwa przychodzą mu aż za łatwo, bo zabija kogo i jak chce. Na pierwszy rzut oka widać, że nikt nie może mu zagrozić. Zwykle taki bohater, by mnie znudził lub zirytował, lecz w wykonaniu Lee Van Cleefa, otrzymujemy postać, która nie da się nie lubić. To jak Kung Fury :D Pozostaje chcieć tylko więcej i więcej.

sabata lee van cleef


   Inna rzecz, że nie jest znowu tak łatwo. Znakomite umiejętności strzeleckie to jedno, ale Sabata korzysta też z rozumu, zastawiając na przeciwników przemyślane zasadzki. A że nawet taki heros ma ograniczenia to korzysta z pomocy wspomnianych nożownika i akrobaty. I oni podkręcają i tak już gorącą atmosferę, bo dostajemy więcej pościgów, strzelanin, walk i widowiskowych forteli.

   Jego wizyta w mieście to jeden wielki żart ze skorumpowanych gospodarzy (naprawdę wredne i nikczemne typki), którym zdawać się może, że zaraz przechytrzą Sabatę, a w rzeczywistości to on cały czas trzyma ich w garści. Małymi krokami zwiększa swoje wpływy i bogactwo, patrząc jak przeciwnicy coraz bardziej się motają. Jednocześnie pozostaje człowiekiem uczciwym i przyzwoitym, a nie jak mogłoby się wydawać bandytą, który okrada innych bandytów.


sabata lee van cleef

   Ostatnio dużo narzekałem na braki techniczne w oglądanych pokrewnych produkcjach. Tutaj nic z tych rzeczy. Na pierwszy rzut oka widać wysoki budżet i zdolnych twórców. Mamy świetne zdjęcia i bogatą otoczkę w postaci scenografii, kostiumów i rekwizytów. Aż miło cieszyć nimi wzrok.

   Dawno nie oglądałem tak udanego filmu. Po skończonym seansie Sabata, aż krzyczy: zobacz mnie jeszcze raz i ciężko mu odmówić, bo to świetna rozrywka na wysokim poziomie.

sabata plakat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz