Appaloosę miałem już od dawna na swojej liście "do obejrzenia", lecz zupełnie o niej zapomniałem, aż tu ostatnio szukam sobie jakiegoś nowego westernu i rzuciło mi się w oczy. Patrzę, Harris, Mortensen, i Irons, cholerka, uwielbiam wszystkich trzech, więc nie namyślałem się długo i zaraz przystąpiłem do oglądania.
Appaloosa, czyli jak ze sztamp zrobić hita.
Historia nie należy do oryginalnych, ale za sprawą postaci Virgila (Harris) i Everetta (Mortensen) nabiera rumieńców. Całość zresztą zrealizowana jest bardzo starannie i solidnie, co czyni film obrazem wartościowym. Już początek "chwyta za ryj", widzimy szeryfa który przybywa ze swoimi zastępcami na ranczo i tam zostają zastrzeleni przez jego właściciela, który ani myśli chylić głowy przed majestatem prawa. I tu zaraz błyskawiczne wprowadzenie, bo oto mamy klasyczne miasteczko Dzikiego Zachodu, które terroryzują ludzie wspomnianego wyżej ranczera. Zdesperowane władze mieściny decydują się wynająć rewolwerowców, którzy przywrócą porządek.
Każdym porządny aktor w Hollywood powinien spróbować swych sił w westernie. |
Znakomicie uzupełnia go postać Vigo, szczęśliwie już całkiem normalnego i poukładanego faceta. W walce może nie jest tak dobry jak Virgil, ale wystarczająco by być jego partnerem. Co ważniejsze jednak, Everett ma kręgosłup moralny i momentami trzeźwiejszą ocenę sytuacji. I taki to właśnie jest duet, a żeby było ciekawiej twórcy dorzucili kobietę, ale nie taka klasyczną lalunię dla kowboja, a całkiem ciekawą osóbkę graną tu przez Zellweger, która tchnęła w postać sporo życia i oryginalności. Pozwala ona uzewnętrznić pewne ukryte cechy obu bohaterów, czyniąc ich ciekawszymi i komplikuje i tak przemyślaną już intrygę.
Ach te kobiety, same problemy z nimi... |
Irons za to odstawił świetnego skurwiela. Ranczer Bragg jest bezwzględny, pieruńsko inteligentny i bezczelny, a przy tym ma swój urok i nawet chwilami bawi. Przeciwnik na miarę naszych rewolwerowców.
Smaczku filmowi dodają jeszcze miejsca akcji i pewne atrybuty charakterystyczne dla gatunku. Appaloosa zapewnia nam chyba wszystko co charakterystyczne. Mamy akcję w klasycznym miasteczku, na pustyni i w Meksyku. Po drodze przewija nam się pociąg i nawet Indianie. A wszystko to poukładane całkiem zgrabnie, zapewniając ciekawe zwroty akcji i nie pozwalając się nudzić. Czego chcieć więcej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz