piątek, 20 czerwca 2014
Indiański wojownik (The Indian Fighter) 1955 reż. André De Toth
God bless YouTube :D
Wziąłem na chybił trafił co było dostępne z westernów, spodziewając się jakiegoś nudnego klasyka, który mimo wszystko warto odhaczyć. Zaraz tez sprawdziłem, w rolach głównych Douglas i Matthau. Pomyślałem, no no, może być nieźle, ale... zaraz też zacząłem się zastanawiać czy nie czeka mnie powtórka z Bezkresnego nieba, co niepotrzebnie ostudziło mój zapał.
OPIS:
Dziki Zachód, po wojnie secesyjnej. Johny Hawks (Kirk Douglas) sympatyzujący z Indianami próbuje nie dopuścić do konfliktu z białymi. utrudnia mu to dwóch łotrów chcących zdobyć złoto Indian.
Początek okazał się zachęcający. Film kolorowy, z ładną muzyką, niezłymi zdjęciami w pięknych plenerach... Nieźle, lecz zbytnio się nie podniecałem świadom, że fabuła i postacie mogą leżeć i kwiczeń. Oglądałem. Z każdą minutą było coraz lepiej. Mamy tu Indian ukazanych w pozytywnym świetle, jako ludzi prawych i mądrych, chociaż nie pozbawionych słabości. To też świetni wojownicy, dysponujący dobrą taktyką walki, a nie banda dzikusów. Biali zaś to głównie porządni ludzie, chociaż jest między nimi kilka czarnych owiec. Główny bohater Johny Hawks daje się lubić chyba od samego początku, zadziorny, wyluzowany i pewny siebie, a jednocześnie sympatyczny. Nie jest człowiekiem bez skazy, ma za sobą trudną przeszłość i parę niechlubnych uczynków, ale daje się usprawiedliwić.
Szybko jesteśmy wciągani w wir akcji. Prosta fabuła powoli się zazębia, a napięcie narasta stopniowo wraz z naszą sympatią/antypatią do poszczególnych bohaterów. Nie ma niepotrzebnych dłużyzn, a fabuła jest całkiem ciekawa i podana w przystępny sposób, ba, powiedziałbym nawet intrygująca, bo parę niespodzianek tez na nas czeka. Całość nie jest wygładzona i nie zakłamuje historii (aczkolwiek to fikcja nie dokument). Mamy tu sporo dramatyzmu, a niezbyt rozbudowana lecz dobrze przemyślana intryga skutecznie utrzymuje napięcie.
Dobrze pokazano trudne relacje między białymi i Indianami. Napięta atmosfera i wzajemna nieufność są kruchą podstawą do współżycia obu przenikających kultur. W takich warunkach tragiczne pomyłki mogą doprowadzić do prawdziwej katastrofy i rzecz jasna tak się dzieje. A skoro tak to są i próby porozumienia i ocieplenia stosunków, ot słuszny wniosek się nasuwa, że zawsze się jacyś mądrzy ludzie znajdą.
Główny bohater to jak już wspomniałem postać ciekawa, pozytywna i zachęcająca, nie żaden tam mydłek, ani owoc propagandy. Douglas świetnie go odegrał. Matthau za to dobrze wykreował łotra, chociaż nie jest to rola wybitna. Elsa Martinelli będąca istotnym elementem składowym (wspomnianą Indianką), poza uzupełnianiem fabuły i wypełnieniem wątku miłosnego, może poszczycić się jedynie ładną buzią, co też ma swoje zalety. A pozostali wypadli po prostu dobrze.
Nie szczędzili tu kasy na statystów, stroje, rekwizyty, efekty specjalne i scenografie. Jasne są małe zgrzyty tak jak Indianka odgrywana przez aktorkę o maksymalnie europejskich rysach, ale tak się wtedy kręciło, by przyciągnąć widzów do kina. Drobiazg. Całokształt za to robi wspaniałe wrażenie. A wspaniałe plenery... mmm, jest na czym oko zawiesić.
Scena batalistyczna to mocny atut tego filmu i kawał naprawdę dobrej roboty. Popisy kaskaderskie również wspaniałe. No i kawał dobrej roboty speców od efektów specjalnych daje nam niezłe widowisko, a nie suchą wymianę strzałów. Jak na lata 50' bomba.
Zdecydowanie polecam.
Etykiety:
1955,
amerykański,
André De Toth,
fort,
indiański wojownik,
kirk douglas,
klasyczny western,
osadnicy,
recenzja,
the indian fighter,
walter matthau,
western,
wojna secesyjna
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Widziałem za gówniarza w TVP. Praktycznie nic z tego filmu nie pamiętam . Z tego , co piszesz wychodzi, że Walter Matthau był w latach 50-tych etatowym szwarccharakterem w westernach. Znalazłem kiedyś na YT scenę z filmu ,, The Kentuckian'' 55' ( jedyny western wyreżyserowany przez Burta Lancastera ) - kilkuminutowy fight walczącego gołymi rękami Lancastera z Matthauem uzbrojonym w pejcz. Dobre to było.
OdpowiedzUsuńSprawdziłem też fragment, o którym piszesz. Zajebioza :D Kawał sukinsyna z Matthaua i niesamowicie to wygląda jak leje Lancastera. Przy czym naciągane, że po takim łomocie ten drugi wygrywa, ale wiadomo, dobro musi triumfować.
UsuńOglądałem to na youtubie dosyć niedawno. Rozczarował mnie ten film i nawet stwierdziłem że to jeden z najsłabszych westernów z udziałem Douglasa. Scena batalistyczna całkiem spoko, ale długo się na nią czeka. Miałem chyba zły dzień, bo zwykle klasyczne westerny ogląda mi się bez znudzenia, ale ten mnie nie zaangażował. Matthaua w ogóle nie poznałem, chyba nie było tu żadnych zbliżeń i jedynie Douglas został tak oświetlony że można go było rozpoznać :D Elsę Martinelii widziałem już w paru filmach, zarówno włoskich jak amerykańskich i według mnie ma ona coś więcej niż tylko ładną buzię. Warto jeszcze wspomnieć, że polski tytuł filmu, mimo iż przetłumaczony dobrze, jest mylący, gdyż nie chodzi tu o Indianina - tytułowy indiański wojownik to biały walczący z Indianami.
OdpowiedzUsuńWidzę że zdążyłem zobaczyć w ostatniej chwili, bo już konto zawiesili :/ Szkoda bo sporo ciekawych filmów tam jeszcze było.
UsuńJa Matthaua poznałem chociaż... raz pomylił mi się z innym typem :D przyznaję że zbyt charakterystyczny tu nie jest.
Z tą Elsą musiałbym coś zobaczyć innego, to może zmieniłbym zdanie, tutaj zdecydowanie za mało wniosła jak dla mnie.
W "Indiańskim wojowniku" Elsa niczym się nie wykazała, więc w przypadku tego filmu Twoja opinia jest słuszna. Ale już rok później zabłysnęła tytułową rolą w komedii "Donatella", za który otrzymała nagrodę aktorską w Berlinie. Potem m.in. zagrała udane role: we włoskim filmie "Noc brawury", francuskiej przygodówce "Serce i szpada" i nakręconym w Tanzanii filmie hollywoodzkim "Hatari!" u boku Johna Wayne'a.
UsuńDodam jeszcze a propos Matthaua, że po latach ponownie zagrał przeciwnika Douglasa, w filmie "Ostatni kowboj" z 1962 roku. Jest to western współczesny, w którym główny bohater ścigany jest helikopterami i jeepami. Matthau zagrał szeryfa, Douglas uciekającego kowboja, ale obaj są pozytywnymi bohaterami, szeryf w pewnym momencie zaczyna sympatyzować ze ściganym outsiderem. Obejrzeć można, ale jakoś szczególnie to nie polecam, pamiętam że mnie rozczarował ten film.
Usuń