sobota, 16 listopada 2013

Niesamowity jeździec (Pale Rider) 1985 reż. Clint Eastwood

   Zacznę tę recenzję parafrazując dwa znane powiedzonka:

   Powiedz kto jest najwspanialszym kowbojem w dziejach westernu i dlaczego to Eastwood?

   lub

   Dlaczego Eastwood najlepszym kowbojem w dziejach westernu jest?


   Moim zdaniem są one całkiem trafne. No ale do rzeczy. W zasadzie nie wiem od czego zacząć. Motyw przybysza znikąd - obrońcy uciśnionych wydaje się nieco oklepany i naciągany, ale jakoś specjalnie to nie zniechęca, gdyż cała historia jest zgrabnie poprowadzona. Fabuła posuwa się do przodu powoli, ale daje to czas by poznać i zżyć się z bohaterami. Mnie najbardziej urzekła Sydney Penny grająca Megan - naiwną i targaną emocjami lecz szlachetną i odważną dziewczynę. Jej charyzma znakomicie kontrastowała ze spokojem i zalęknieniem Hulla, który mimo to również okazał się dzielnym i nieustępliwym człowiekiem. Przy okazji powiem, że byłem nieco zaskoczony Michaelem Moriartym odtwarzającym jego rolę, gdyż po Q, w zasadzie już go skreśliłem. Tu zagrał nieco podobną postać, ale zrobił to dużo lepiej.


   Biedni poszukiwacze złota, przedsiębiorca łajdak i walka samotnego rewolwerowca z najemnymi zbirami nie zaskakują świeżością, ale jak już napisałem historia jest ciekawie opowiedziana i to wystarczy, by film dostarczył nam przyjemności. Mnie urzekła symboliczna scena z rozbijaniem kamienia przy strumyku. Początkowo tylko Hull nad nim pracował, bezskutecznie. Dopiero bandyta dał radę go rozbić, ale zaraz wyczyn ten powtórzył Kaznodzieja, do którego przyłączyli się pozostali poszukiwacze.

   Nie zabrakło też paru fajerwerków (dynamit w kopalni LaHooda) i strzelaniny. Finałowa scena zachwyca, ale tylko do pewnego momentu. Ja zawiodłem się na ostatnim pojedynku, gdyż przywykłem do bardziej spektakularnych zakończeń.

   Wątku miłosnego w zasadzie nie ma, co zaliczam na plus. Jest za to ciekawa interakcja między bohaterami (kaznodzieja - matka i córka). Eastwood zagrał rewolwerowca w najlepszym wydaniu jak za starych czasów, opanowany, myślący i twardy. Widz dostaje dokładnie to czego mógłby się spodziewać.


   Na koniec jeszcze dodam, że jestem pod wrażeniem pięknych krajobrazów. To miasteczko na tle gór wyglądało niezwykle urokliwie. Akcja toczy się w zimie, co wiele nie zmienia, ale jest ciekawym urozmaiceniem, bo przecież niemal zawsze widzimy pustynie i upalne słońce.

   To tyle z mojej strony w tym temacie, wiem że niewiele, ale taki jest ten film - nie zaskakuje, ale i nie ma się do czego przyczepić. Ot, wszystko co najlepsze z poprzednich filmów Clinta.



2 komentarze:

  1. Eastwood jest jakby stworzony do westernów, szkoda że już ich nie kręci. "Pale Ridera" widziałem dawno, ale z tego co pamiętam to z czterech westernów reżyserowanych przez Eastwooda ten najmniej mi się podobał. Nie dlatego że jest kiepski, bo ogląda się świetnie, ale raczej dlatego że jest najbardziej wtórny, za bardzo przypomina chociażby "Jeźdźca znikąd" Stevensa, którego notabene nie lubię. Najlepszym moim zdaniem westernem Eastwooda jest "Wyjęty spod prawa Josey Wales".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Josey Wales" jeszcze przede mną. W jego reżyserii z westernów podobało mi się najbardziej "Bez przebaczenia". Niestety w przypadku westernu ciężko wymyślić coś nowego :)

      A że ich nie kręci, hmmm... faktycznie szkoda, bo jego wiek nie jest tu żadnym wytłumaczeniem, w innych filmach pokazuje, że wciąż jest w dobrej formie.

      Usuń