czwartek, 31 marca 2016

Drapieżcy (Ravenous) 1999 reż. Antonia Bird

   Drapieżców trudno uznać za western, bo ich akcja rozgrywa się zbyt wcześnie  (1847 rok), a fabuła odbiega od konwencji. To zdecydowanie horror, ale że w realiach zbliżonych do tych odpowiadających westernowi to zdecydowałem się, że jego recenzję zamieszczę tutaj, a nie na Mikserze.


   I cóż... zamiast zacząć od początku przejdę od razu do sceny, która (obok wielu innych) czyni ten film nietypowym. Podoba mi się, nie podoba, sam nie wiem, w każdym razie wybija się ponad ogólnie przyjęte schematy i tym samym mnie jako widza wybija z rytmu. Zaciekawiłem? No to już mówię, mamy taką akcję, w której napięcie sięga zenitu, nagle zaczynają padać trupy, no klasyczny moment grozy, aż tu nagle z mrożącej krew w żyłach jatki robi się szalona pogoń po lesie w rytm wesołej muzyki jak z jakiegoś festynu z rodeo. Jest to świetny motyw, ale dla widza wciąż mocno przesiąkniętego hollywoodzkimi wzorcami taka zagrywka dezorientuje.


   I tacy właśnie są Drapieżcy, nie można im odmówić miana horroru, ale liczba akcentów humorystycznych mocno wybiega poza ogólnie przyjętą dla tego gatunku ilość. Tak jest od samego początku, aż do końca. Bo oto bohater wojenny "w nagrodę" za tchórzostwo dostaje awans i zostaje zesłany na zapomniana przez Boga i ludzi placówkę w Kalifornii, której załogę tworzą: dwa ćpuny, pijak, gość który ponad sto lat później zostałby Rambo, milcząca Indianka, dewot, znudzony komendant, który okazuje się najbardziej normalnym typem, no i dochodzi do nich wspomniany bohater-tchórz. Ze świecą takiej bandy dziwolągów szukać.


    A muzyka choć z niektórymi scenami nie trybi to bez wątpienia jest kapitalna i nawet w połączeniu z samymi plenerami gór, czy lasów daje niezłą satysfakcję oglądania. Duża tu pewnie zasługa tego, że tak znacząco różni się od powszechnie przyjętych motywów muzycznych


   A wszystko to być może dlatego, że reżyserem filmu była kobieta i do tego Brytyjka Antonia Bird. Nie oszukujmy się, panie nie często biorą się za robienie takich filmów, a szkoda, bo być może dały by niejednemu gatunkowi sporo świeżości. Bo choć Drapieżcy na wielu płaszczyznach okazują się być przewidywalni to jednak parę razy mocno zaskakują. Co zaś się tyczy obsady, to o ile większość wypadła znośnie, a Jeffrey Jones dobrze, to Pearce i Carlyle kradną całe show i to nie tak, że każdy z osobna daje czadu, ale właśnie razem.

   A w ramach ciekawostek: niektórzy doszukują się czasem skąd do swoich filmów czerpał inspirację Tarantino. I tutaj jest jedna taka scena: jako że jest zima to grupa mężczyzn siedzi sobie w ciepłym domu, jest spokojnie, scena się rozwleka, w kominku wesoło trzaska ogień, a wśród nich prawdopodobnie morderca. No obrazek jak z Nienawistnej ósemki.

   I choć w dużej mierze zachwalam Drapieżców to nie znaczy, że nie mają braków. O nie, jest ich nawet sporo, ale to głównie drobiazgi jak nieprzekonujące zachowania bohaterów, kilka nielogicznych decyzji i momentami jakby na siłę posuwana akcja. Szczęśliwie wszystko to blednie w obliczu zaskakujących, bądź nietypowych rozwiązać reżyserki.

4 komentarze:

  1. Noo, taki duet kompozytorski to i muza jak należy!
    Film kręcono w Tatrach Słowackich.
    Autorem zdjęć jest człowiek, który oświetlał przy ,, Don't Look Now''
    Antonia Bird zrobiła wcześniej film ,, Ksiądz'' o księdzu pedale - , był u nas w kinach w latach 90' - wyklinano go z ambon a pod kinami pikietowały stada moherów ( widziałem ). Reżyserkę namówił do wzięcia tego tematu, Robert Carlyle .
    Przesiąknięty holiłódem ergo zdezorientowany widz niech sobie spokojnie wraca do chuja ojca - tam zawsze mu było najlepiej.
    Jeden z moich ulubionych filmów wszech czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi Tatrami to fajnie wyszło, bo o ile w niektórych europejskich westernach widać czasem, że plenery z deka nie pasują na Amerykę, to tu gdyby mi kto powiedział, że kręcili w dajmy na to Pensylwanii to bym uwierzył.

      Usuń
    2. Wyszło genialnie.

      Usuń
    3. "wyklinano go z ambon a pod kinami pikietowały stada moherów"

      Też widziałem. Wynikiem tego był oczywiście bardzo przyzwoita frekwencja w kinach.

      Usuń