Pijesz, lenisz się, zajmujesz się głupotami, a potem budzisz się z ręką w nocniku. Rozgrzebana recka Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie czekała na mnie miesiąc. Ma to niewątpliwie swoje wady, na przykład zapomniałem już większości filmu, ale skoro zapomniałem to pewnie był kijowy, więc po sprawie. Ale nie... ja często zapominam treści filmów nawet jeśli bardzo mi się podobają. Heh, zacząłem trochę bełkotać, więc czas wrócić na właściwe tory. Wytężam pamięć... i... i...
Już mam!
Charlize Theron. O tak, to całkiem miłe pierwsze skojarzenie.Początkowo wizualne, ale już po chwili uświadamiam sobie, ze dziewczyna dała też świetny popis aktorskiego rzemiosła. A zresztą, kobiece postacie nieczęsto pojawiają się w westernach, a takie z dopiskiem "fajne" to już prawdziwa rzadkość. Charlize się to udało. Pełna seksapilu i charyzmy rewelacyjnie odegrała postać Anny, zbiegłej dziewczyny znanego bandyty, babki z jajami, która świetnie posługuje się rewolwerami i ciętym językiem. Z drugiej strony potrafi być też delikatna, kobieca i czarująca. No aż mógłbym się w niej zakochać :D
Ok, przyhamuj Szyszek ogierze, bo to ma być recenzja filmu, a nie laurka dla Charlize. Przecież prócz niej byli w filmie też inni. Choćby ten, no... główny bohater. Ciut dziwny i ofermowaty typek, który pasuje do Dzikiego Zachodu jak ja do organizacji pomagającej uchodźcom. Koleś nie chleje, nie pije, nie urządza awantur, a nie jest pastorem, kowalem, czy innym typowym dla westernu kolesiem-tłem. I tak w ogóle to nikt go nie lubi, a on nienawidzi miejsca, w którym żyje. Pozostają mu książki i mądre gadanie.
Swoją drogą trudno się dziwić jego awersji do krainy westernu, bo Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie to film z celowymi przegięciami, ludzie tu faktycznie co chwilę giną (w zasadzie tylko po to, by udowodnić tezę głównego bohatera). No niby spoko, tak sobie to twórcy wymyślili, ale ja myślę, że bez tych oderwanych od rzeczywistości wstawek byłoby lepiej, bo otrzymalibyśmy zwykły, lekki western komediowy.
Usilnie próbuję przypomnieć sobie coś jeszcze, ale nic, zero, nul, dupa, pust... zaraz, zaraz... dupa? A było coś...
Nie, nie! Moje myśli znowu wędrują ku Charlize, a tak być nie może. To przecież poważny blog westernowy, a nie jakaś kapliczka adoracyjna.
No to było coś dalej o tym jak to bohater zmienia się "od zera do bohatera", po drodze pojawiają się oczywiście były chłopak Charlize i jego banda, a także zarysowuje się love story. Wszystko to całkiem fajnie opowiedziane, także seans tego filmu, choć dupy nie urywa to daje sporo frajdy. I w tym miejscu skończymy, bo nie mam już siły lać wody. Jak już obejrzycie Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie to podzielcie się wrażeniami, bo chętnie dowiem się czy o czymś ważnym nie zapomniałem.
w sumie laski były niezłe i neeson udowadnia że na serio odpoczywa od poważnych ról ;p
OdpowiedzUsuńNo niech odpoczywa, udział w takich odskoczniach jak ta to chyba musi być miła sprawa :D
UsuńHm. A ja chyba w ogóle zapomniałam o tym filmie napisać, a obejrzałam wieki temu. xD
OdpowiedzUsuńAle w gruncie rzeczy cóż mogłabym o nim opowiedzieć? Był fajny... no. I ten... i zabawny miejscami, owszem. Wąsy jako wyznacznik statusu mężczyzny - łaj not^^ I te zgony też mnie bawiły. Ale no wlaśnie: to tyle. Dupy nie urywa. Choć przy oglądaniu bawiłam się nieźle.
...na coś zupełnie innego liczę w związku z nadciągającym "Hateful Eight", które ma urwać totalnie wszystko, co tylko jest do urwania. :P
Ach, no tak, wąsy :D zapomniałem o wąsach :D
UsuńCo do "HF" ciekaw jestem jak wyjdzie i liczę na wiele. M.in. na to, że rozbudzi w świecie większe zainteresowanie westernem :)